„A na discordzie rozmawiamy o szkole” – reportaż Macieja Lazara
Discord to komunikator internetowy, który dla młodzieży czasów nauczania zdalnego stał się centrum życia społecznego. Rozmowy ze szkolnych korytarzy przeniosły się tutaj – postanowiłem sprawdzić, jak korzystający z discorda licealiści oceniają polski system edukacji.
Poznani na discordzie Jakub i Piotr uczęszczają do czwartej klasy, o profilu matematyczno-
geograficznym. Pomimo, że chodzą do tej samej szkoły, historie tego jak do niej trafili są zupełnie inne. Piotrek, siedemnastolatek z Tarchomina ubóstwiający koszykówkę nie miał większego problemu z wyborem szkoły. Zapytany o powód swojej decyzji odpowiada:
W podstawówce nigdy nie wyróżniałem się świetną wiedzą, nie wyróżniałem się z tłumu. Moją pasją od zawsze była koszykówka i sport. Byłem w tym dobry, dzięki czemu uzyskałem dość dużo punktów w rekrutacji do szkoły średniej. Wybrałem „Maczka” (Liceum Ogólnokształcące nr XCIV im. gen. S. Maczka), ponieważ wiedziałem, że w bardziej wymagającej szkole bym sobie nie poradził. Poza tym mam do mojego liceum dobry dojazd – to było dla mnie bardzo ważne. Chciałem też być spokojny, nie stresować się za bardzo nauką.
Dla Kuby, starszego o rok, liceum, do którego się dostał było dalekie od jego oczekiwań. Odpowiada mi:
Dzień, w którym dowiedziałem się o tym, do którego liceum zostałem przyjęty, był dla mnie swego rodzaju szokiem. Brałem po uwagę większość możliwych kierunków: biol-chem, mat-fiz, ale ostatecznie zostałem przy mat-geo. Więc wybrałem licea, które przede wszystkim posiadały ten profil. Na liście miałem dwanaście szkół z 50 pierwszych miejsc rankingu liceów warszawskich. „Maczek” był ostatnią z 12 pozycji na liście.
Jako że nasi bohaterowie bliscy są zakończenia swojej przygody z nauką licealną, skupiłem się na rozmowie o tych czterech latach, które spędzili w murach bielańskiej szkoły.
Kubie cztery lata zlały się w jedno. Już w pierwszej klasie liceum uczył się zdalnie ze względu na
pandemię.
Każdy myślał, że to będzie tydzień, dwa. Sumując te wszystkie epizody ze zdalnymi nauka w domu trwała może z półtora roku. Każdy dzień wyglądał tak samo. Wstawałem głównie 5-10 minut przed lekcjami, odpalałem komputer. Siedziało się na tych lekcjach, pół uwagi było poświęcone właśnie na lekcję, pół na jakieś inne rzeczy, coś się przeglądało w telefonie, w Internecie. Aczkolwiek temat zdalnych nie zamyka się w ramach dobre-złe. Było całe spektrum zalet, jak i wad. Z jednej strony strasznie opóźniliśmy się w nauce i nabraliśmy złych nawyków, jednak z drugiej strony zdalne pozwoliło nam nawiązać pewne relacje, które inaczej prawdopodobnie tak by się nie rozwinęły.
Piotrek i Kuba zgodnie przyznają, że pierwszy rok był emocjonujący ze względu na zmiany, ale druga i trzecia klasa zamazała im się w pamięci. Piotrek mówi wręcz, że z tych klas nie pamięta prawie niczego. Rozmawiamy o ocenach, koncentracji na wynikach matur. Gdy pytam, czy szkoła licealna kojarzy im się tylko z siedzeniem w ławce i zasypianiem na wykładzie, Piotrek odpowiada:
Szkoła powinna przygotowywać ludzi do życia w społeczeństwie.
Według Kuby nauka w czasie liceum jest ważna, ale równie ważne jest budowanie relacji między
rówieśnikami.
Liceum jest według mnie dość szczególnym czasem, najbardziej zmieniamy się, nasz światopogląd, wchodzimy w dorosłość. Uważam, że szkoła powinna również pomagać nam w tej przemianie.
Piotrek dodaje:
Przy obecnym braku autorytetów szkoła dość łatwo może „zepsuć” człowieka. Przysłowie „Z kim przystajesz, takim się stajesz” bardzo pasuje do tego środowiska. Często osoby bardziej zagubione mogą porzucić naukę na rzecz imprezowania bądź po prostu robienia czegokolwiek innego. Widzę to na przykładzie swoich kolegów. Znam osobę, z ogromnym potencjałem, który w wyniku braku asertywności i dostania się w – tak zwane – złe towarzystwo potencjał ten zaprzepaścił. W szkole właściwie nie ma nikogo kto by takiego ucznia skierował na dobrą drogę, zmotywował.
A jak jest z zasadą „3Z”, czyli: Zakuć-Zdać-Zapomnieć? Wśród uczniów jest to żart, aczkolwiek
niepokojąco wielu z nich faktycznie ją stosuje, ucząc się tylko dla samej nauki.
Kuba podkreśla:
Głównym mankamentem szkoły jest to, że masz się nauczyć, a nie zrozumieć. Podczas pisania
sprawdzianów w większości przypadków nie liczy się faktyczna wiedza, ale umiejętność trafienia w klucz. Edukacja bardzo przypomina produkcję taśmową w fabryce, uczeń nie ma być jednostką, ale przejść przez machinę i stać się taki sam jak jego koledzy i koleżanki. To co z takim uczniem stanie się potem nikogo nie obchodzi.
Według moich rozmówców szkoła średnia jest instytucją, która ma jasno określony cel – aby
uczniowie zdali maturę. Nieważne, z czym uczeń zostanie po opuszczeniu murów liceum. Co ciekawe, coraz więcej uczniów to zauważa. Żeby spróbować walczyć z tym problemem, trzeba stworzyć wizję szkoły idealnej.
Kuba wizualizuje sobie idealną szkołę jako taką, która nie skupia się na nauczaniu dat, sztywnych definicji. Chciałaby, żeby edukacja już od samego początku skupiała się na warsztatach. Pisze:
Dobrym przykładem jest system fiński który kładzie nacisk na rozwijaniu kreatywności. System ma być dla ucznia, a nie uczeń dla systemu. W takim systemie uczeń powinien być jednostką, a nie częścią bezimiennej masy numerków.
Dla Piotrka idealna szkoła jest miejscem, w którym lekcje nie zaczynają się o 8 rano.
Dla mnie szkoła nie powinna być miejscem, gdzie przychodzimy jak zombie wcześnie rano, aby wkuwać definicje z matematyki czy daty na historii, które nie są aż tak ważne, jak to o co w tej historii chodzi. Sam byłem ofiarą sytuacji, gdzie wiedziałem co się stało i co w tamtym wydarzeniu historycznym było ważne, ale pomyliłem się o jedną cyferkę w dacie, za co spotkały mnie konsekwencje pod postacią gorszej oceny. To było strasznie demotywujące. Do szkoły powinniśmy przychodzić nie aby „zaliczyć” dzień, ale żeby z chęcią poznać coś nowego, dowiedzieć się czegoś. W większości przypadków przychodzimy i mówimy: „O ja cię…znowu matematyka, znowu chemia, znowu geografia. Tak strasznie nie chce mi się tego uczyć”. Poprawnym nastawieniem byłoby „O! dzisiaj geografia. Może nauczę się czegoś nowego o świecie…”.
Uczniowie zgodnie przyznają, że – aby wprowadzać takie idee w życie – potrzebne są fundamentalne zmiany na każdym edukacyjnym polu, chociażby w sposobie prowadzenia lekcji i podejścia nauczycieli.
Lekcja nie ma polegać na tym, jak niektórzy nauczyciele robią: „Przeczytajcie definicję – zróbcie zadanie do definicji – resztę zróbcie w domu”. Po nauczycielu powinno być widać, że ma „zajawkę” na dany temat, bez sztywnych ram definicji – twierdzi Kuba.
Jak nasza pani od geografii. Po niej widać, że naprawdę pasjonuje się przedmiotem, którego uczy – dodaje Piotr.
Ale czy „zajawkę” tę można mieć wstając o 6 rano, żeby zdążyć na lekcję zaczynającą się wtedy, gdy na dworze często jeszcze jest ciemno? Według Piotrka – na pewno nie. Według zaspanych nauczycieli pewnie też. A według Was?
O autorze:
Maciej Lazar: uczeń 2 klasy LXIV L.O. im. Stanisława Ignacego Witkiewicza w Warszawie. Interesuje się polityką i prawem. Lubi oglądać filmy i słuchać muzyki. Chciałby nauczyć się grać na gitarze.
Reportaż powstał w ramach projektu „Młodzi piszą reportaż” współfinansowanego przez m.st. Warszawa.